czwartek, 18 sierpnia 2011

Roxette - Listen To Your Heart

DROSSEL BĘDĘ TAM GDZIE TY

Drossel - A teraz mnie kochaj NOWOŚĆ

Drossel - Kochać Ciebie zawsze chcę NOWOŚĆ

Tomasz Karolak - Zabiore Cie...

KANCELARIA - Zabiorę Cię właśnie tam

A ja będę twym aniołem

PIASEK - AISZA [Lyrics]

Jon Bon Jovi - Miracle

Bon Jovi - Never Say Goodbye

Bon Jovi - Runaway

Bon Jovi - Livin' On A Prayer

Bon Jovi - Bed Of Roses

Guns N' Roses - Paradise City

Pierwszy mecz na / first mach on PGE ARENA GDAŃSK Lechia Gdansk - Cracov...

MOBILKI UWAŻAJCIE

niedziela, 14 sierpnia 2011

Miłość francuska powoduje RAKA jamy ustnej - śmiertelne pułapki seksu oralnego.


Miłość francuska powoduje RAKA jamy ustnej - śmiertelne pułapki seksu


Najnowsze badania wykazują, że nierozsądne uprawianie seksu oralnego powoduje raka jamy ustnej. Winny jest wirus HPV.
zdrowie, miłość

Dane statystyczne pochodzące z National Cancer Institute w Stanach Zjednoczonych oparte na analizie danych ponad 17 tysięcy przypadków zachorowań na nowotwory jamy ustnej wykazały iż jednym z czynników ryzyka jest uprawianie seksu oralnego z osobami zarażonymi wirusem brodawczaka ludzkiego. Na całym świecie żyje około 630 mln ludzi zainfekowanych tym wirusem. Przy czym zakażenie to jest najbardziej rozpowszechnione wśród ludzi młodych w wieku 18 -28 lat. Większość zarażeń przebiega bezobjawowo i ustępuje w ciągu 2 lat dzięki immunologicznym mechanizmom obronnym organizmu. Jednak w przypadkach, gdy dochodzi do zakażenia najbardziej groźnymi typami wirusa może w dalszym przebiegu infekcji dojść do rozwoju zmian nowotworowych w obrębie szyjki macicy lub innych narządów moczowo-płciowych.
Nie tylko rak szyjki macicy

Do tej pory wiadomo było, że jeżeli mężczyzna jest nosicielem wirusa HPV i uprawia seks w sposób klasyczny to jego partnerka jest być narażona na rozwój raka szyjki macicy. Obecnie wiadomo, że każdy sposób uprawiania seksu może wiązać się z przeniesieniem zakażenia na partnera.

Badania nad istnieniem zależności pomiędzy seksem oralnym a nowotworami jamy ustnej zostały podjęte w związku z zaobserwowanym wzrostem częstości zachorowań w latach od 1973 do 2004 na nowotwory podniebienia, podstawy języka oraz migdałków szczególnie wśród młodych Amerykanów. Częstość zachorowania wzrasta o 3 proc. każdego roku.
Najczęstsze lokalizacje raka

Są to migdałki i podstawa języka. W badaniu przeprowadzonym przez słynny amerykański szpital John Hopkins Hospital, w którym szczegółowo analizowano 130 pacjentów z tego typu nowotworami, ustalono, że przy zakażeniu wirusem HPV i uprawianiu seksu oralnego możliwość rozwoju raka wzrasta aż 32 krotnie. Wymienia się także następujące czynniki powodujące zwiększone ryzyko rozwoju guzów złośliwych w obrębie jamy ustnej: zła higiena, palenie papierosów, picie alkoholu (powyżej 15 drinków na tydzień), zażywanie marihuany oraz oczywiście seks oralny z osobami, które miały wielu partnerów. Autorzy opracowania podkreślają, że związek między nowotworami jamy ustnej, a seksem oralno-genitalnym jest dobrze udokumentowany na drodze naukowej.

sobota, 13 sierpnia 2011

ANDERS BREIVIK

Andersy Breiviki nie biorą się znikąd! O mentalnej i ideowej bliskości polskiej skrajnej prawicy do oprawcy z Utoya

Quantcast
Debata szyta na miarę społeczeństwa
Debata społeczna wokół masakry, której dopuścił się norweski nacjonalista, została wciśnięta w ciasne portki. Jedną nogawką poszło w stronę kontroli społecznej, drugą w stronę psychologii społecznej. W pierwszej, trwa (kontrowersyjna) debata wokół potrzeby nieustannego zwiększania kontroli państwowej jako (rzekomo) jedynej gwarancji bezpieczeństwa społecznego. W drugiej nogawce miotają się chęci zrozumienia psychologicznych procesów, które doprowadzają ludzi takich jak Anders Breivik do takich czynów. Zarówno bezpieczeństwo jak i psychologiczny background są bardzo istotne. Jednak zwiększenie kontroli internetu i ostęplowanie Breivik’a jako świra nie załatwiają tematu. Osób niezrównoważonych psychicznie żyje wśród nas wiele, a jednak, nie każda z nich zachowuje się jak hybryda Klausa Barbiego z Rambo i nie każda dobiera swoje ofiary według pewnych specyficznych kryteriów.
Ta para spodni jest nie tylko ciasna, ale też szyta na miarę społeczeństwa, które nie ma ani ambicji głębszej samokrytyki, ani ochoty zrozumienia złożoności problemu, ani wreszcie potrzeby faktycznego go rozwiązania.
Zarówno nasze bezpieczeństwo, w kontekście ataków ze strony osób o skrajnie prawicowych, nacjonalistycznych i faszyzujących poglądach, jak i psychologiczne matrix stojące za owymi aktami przemocy, są ściśle powiązane z nastrojami jakie panują obecnie w Europie, z rolą organizacji skrajnie prawicowych oraz z postawą jaką społeczeństwa przyjmują wobec tego typu idei.
Debaty na ten temat jak zwykle brakuje…
Andersy Breiviki nie biorą się znikąd
A przecież Andersy Breiviki nie biorą się znikąd. Gdzieś konstruują nie tylko swoje bomby, ale i swoją nienawiść. W pewnych środowiskach otrzymują permanentne zrozumienie, oparcie i wsparcie. Dzięki pewnym organizacją ich poglądy się kształtują, dojrzewają, ugruntowują i radykalizują. I nie dzieje się to z dnia na dzień, ale na przestrzeni lat. I nie dzieje się to tylko na podstawie książek z lat 30-ych, ale na podstawie tego co głosi i forsuje dzisiejsza skrajna prawica. Anders Breivik, gdyby nie miał poczucia, że jest częścią pewnego ruchu, pewnej sceny, która myśli i czuje tak samo jak on, już dawno by coś wysadził: mianowicie siebie samego! Z czystej frustracji.
Ale nie. Takie poparcie dla Andersów Breivików, moralne i ideowe, a często i praktyczne, istnieje. Dzięki działaniu ruchów skrajnie prawicowych. Cokolwiek by nie myśleć o jego 1500-stronicowym manifeście, jest on w pierwszej linii tego dowodem. Dowodem istnienia i roli jaką odgrywa w Europie ruch skrajnie prawicowy, coraz bezczelniej się panoszący i szerząc swoje agresywne dyskursy. Wśród nich: nacjonalizm, antyislamizm, chrześciański fundamentalizm, homofobię, współczesny antsemityzm i wszelkie odcienie rasizmu.
Mentalna i ideowa tożsamość Breivika z polskimi nacjonalistami
Wszystkie przesłanki i fakty, które zdają się potwierdzać zarówno mentalną jak i ideową tożsamość, norweskiego nacjonalisty i chrześciańskiego fundamentalisty, z polskimi nacjonalistami i (krypto)faszystami, są potwierdzeniem tego zjawiska. I choć nie musimy robić z nich koronnego dowodu na to na co stać naszą rodzimą skrajną prawicę (dowodów na to dostaliśmy już wystarczająco dużo!), to mimo wszystko powinny dać nam one do myślenia.
Odnośnie tożsamości mentalnej i ideowej, to jedno jest pewne: Breivik kierował się konkretną logiką postrzegania globalnych procesów społecznych. Logiką wszechobecną w wypowiedziach, tekstach i wpisach naszych rodzimych, prawicowych fundamentalistów. Powiedzmy sobie szczerze: nie ważne, na które z forum internetowe polskich nacjonalistów zajrzymy, wszędzie tam pełno jest mega-nienawiści w stosunku do homoseksualistów, żydów, muzułmanów, czy poprostu… do odmienności. Nie mało tam stwierdzeń w stylu: „Ja to bym ich wszystkich…”. A warto zaznaczyć, że mowa tu o tzw. forach otwartych, czyli takich, na których ludzie ci trzymają swoje prawdziwe emocje na wodzy. Nie chcę nawet wiedzieć co wypisują na forach zamkniętych, do których dostęp mają tylko „koledzy po fachu” (prawdopodobnie pojawiają się tam pomysły, których sam Breivik nie byłby w stanie zrealizować…).
Nikogo nie powinno więc dziwić, że norweski nacjonalista tak bezpośrednio podkreślił w swoim manifeście wielkie uznanie i bliskość wobec programów i idei takich polskich ugrupowań jak Narodowe Odrodzenie Polski (NOP) czy Obóz Radykalno-Narodowy (ONR), a także sympatyzującego z nimi prawicowego populizmu a’la pologne.
Polski Breivik, węgierski Breivik, norweski Breivik…
Pytanie o to jak wyglądało z bezpośrednimi kontaktami między polskimi nacjonalistami, a Brevikiem i jemu podobnymi z innych krajów, jest pewnie pytaniem interesującym, ale w pewnym sensie drugorzędnym. Wiadomym jest, że polska skrajna prawica z ONR, NOP, MW czy „Blood & Honour” posiada kontakty ze skrajną prawicą z całej Europy. Czy to z fińskimi faszystami (patrz: obozy treningowe z Nikko Puhakka), niemieckimi neonazistami (wspólne koncerty) czy węgierskimi i białoruskimi nacjonalistami (ich obecność na prowokacyjnych marszach 11 listopada). Więc czemu nie mieliby mieć z norweskimi? Chyba tylko przez zaniedbanie.
Breivik, odwołując się w swoim Manifeście do programów i idei ONR czy NOP, musiał się jakoś z nimi zapoznać. Kto wie, być może odnalazł ich angielskie wersje. Ciekawym jest jednak, że takowe nie są oficjalnie dostępne na stronach tych grup. Zakładając, że Breivik nie zna polskiego, można by zacząć spekulować czy, aby poznać progam ONR/NOP, nie musiał on wejść z „polskimi Breivikami” w korespondencję w języku angielskim. Albo może spotkać się z nimi na obozie treningowym, na które np. ONR-Podhale zaprosiło swoich „kolegów z zagranicy”. Albo na koncercie organizowanym przez polskich faszystów z „Blood & Honour”. Jak już pisałam, sama forma wymiany między tego pokroju środowiskami nie jest tu kluczowa – istotniejszy jest sam fakt, że ma ona miejsce oraz to, że umacnia tych ludzi w ich przekonaniach i prowadzi do wzrostu aktywności tych środowisk.
Wielowymiarowość skrajnie prawicowej przemocy
Chodzi więc o uniwersalny, ponadnarodowy problem jakim jest coraz bardziej napastliwy rozwój skrajnie prawicowych tendencji w Europie. Zarówno tych prawicowo-populistycznych i chrześciańsko-fundamentalistycznych (których nosicielem jest zarówno Breivik jak i setki tzw. „polskich narodowców”) jak tych nacjonalistycznych i neofaszystowskich (których zwolenników mamy w kraju nie mniej). Mowa tu o problemie, który materializuje się w postaci najróżniejszych form przemocy. Oczywiście, od agresywnych pogróżek, od których aż roi się na forach internetowych polskich nacjonalistów, do realnej masakry z karabinem w ręku, jest jeszcze pewna droga, którą „radykalny narodowiec” ma do przebycia i część z nich nie koniecznie się do tego pali. Ale nie oszukujmy się: wymiary i rozmiary owej rasistowskiej przemocy nie są kontrolowane. Najczęściej bywają to „zwykłe” pobicia. Równie często nie mniej bolesne akty poniżenia i zastraszenia. Ale czasem są to też ataki z poważnymi skutkami. Nie tak makabryczne jak masakra na wyspie Utoya, ale często niosące śmierć lub poważne zagrożenie życia. Wystarczy przypomnieć kilkanaście ofiar śmiertelnych, które zginęły z rąk polskich nacjonalistów na przełomie ostatnich kilkunastu lat czy też o nożach, które ostatnio polscy (krypto)faszyści przynieśli na przemarsz 11 listopada 2010 (i którymi ostatecznie pocięli się nawzajem, mordując się niemalże…).
Masakra w Norwegii miała przytłaczający rozmiar. Ale, po ochłonięciu z pierwszego szoku, nadchodzi refleksja wymierzona w przyszłość: Która sytuacja jest bardziej niepokojąca? Sytuacja w kraju, w którym raz na kilkadziesiąt lat dochodzi do masakry ze strony nacjonalisty, a człowiek ten zostaje zatrzymany i zneutralizowany, czy w kraju, w którym pojedyńcze, śmiertelnych ataki zdarzają się co kilka(naście) miesięcy, a ataki niosące zagrożenie życia, co kilkanaście godzin i do tego skrajnie prawicowy terror ma setki zwolenników, a nawet poparcie osób publicznych (Janusza Korwina Mikke, Pawła Kukiza, etc)? Nie chcę osądzać. Chcę tylko zwrócić uwagę na pewien problem, który telewizyjni i prasowi komentatorzy zdają się pomijać koncentrując się na kryminalnych i psychologicznych aspektach pojedyńczej akcji jednego osobnika.
Antyfaszyzm, czyli długoterminowa gwarancja naszego bezpieczeństwa oraz progresywna psychologia społeczna
Islamofobia, prawicowy populizm, chrześciański fundamentalizm, zorganizowane akty homofobii, rasizm, nacjonalizm i neofaszyzm, to skrajnie prawicowe tendencje, które często się uzupełniają albo przynajmniej wzajemnie stymulują. Dziś, nikt już nie może zaprzeczyć, że są coraz bardziej obecne w przestrzeni publicznej i stanowią realne zagrożenie. Nie tyle dla systemu jako takiego, ile dla poszczególnych społeczności, które stają się celami ich przemocy.
Istniejące w naszym kraju organizacje antyfaszystowskie, które zajmują się zarówno monitorowaniem działań skrajnej prawicy, ich analizą, antyfaszystowską edukacją, jak i bezpośrednim przeciwdziałaniem rozwojowi tych tendencji, muszą nabrać wiartu w żagle i to jak najszybciej. Muszą stanąć na drodze dalszemu rozwojowi struktur skrajnie prawicowych i tłumić ich przemoc w zarodku.
Przykro to mówić, ale współczesne społeczeństwa, ani norweskie ani tym bardziej polskie, nie są gotowe do skutecznego tłumienia tych tendencji. Nie stłumi ich odgórna kontrola internetu, ani portrety psychologiczne sprawców. Potrzebny jest przede wszystkim szeroki, społeczny ruch antyfaszystowski, który byłby w stanie wygenerować wiele niezbędnych, różnorodnych, uzupełniających się projektów i struktur, odpowiedzialnych za konkretną pracę. Pracę, której struktury państwowe od lat nie są w stanie (lub nie chcą) wykonywać.
Mam tu na myśli właśnie monitorowanie, analizę, edukację, wydawanie odpowiednich publikacji, obecność antyfaszystowskiej perspektywy w toczących się debatach społecznych, inicjowanie wciąż jeszcze niewygodnych debat dotyczących podłoża różnych wykluczeń i dyskryminacji, i wreszcie: prowadzenie pośrednich i bezpośrednich interwencji antyfaszystowskich.
Ten ruch musi się rozwijać zarówno w większych miastach jak i miasteczkach, bo tendencje skrajnie prawicowe ne mają ani centrum ani peryferii. Wszędzie gdzie istnieją są tak samo groźne dla swojego otoczenia.
Ten ruch musi przyjmować różnorodne formy, zarówno formalnych organizacji jak i nieformalnych pozarządowych czy wręcz autonomicznych struktur. Stosować najróżniejsze strategie działania, adekwatne do konieczności i uwarunkowań.
Wreszcie, musi wspólnymi siłami, stanowczo blokować skrajnie prawicowe pokazy siły w postaci publicznych zgromadzeń i przemarszy. To właście dzięki tego typu inscenizacjom siły rośnie butność małych i dużych Breivików. Norweskich, fińskich, węgierskich, niemieckich, rosyjskich… i polskich.
Między nami żyje i agituje wielu Andersów Behring Breivików. Czy wiesz już, które ugrupowania w twoim mieście podzielają jego poglądy? Na szczęście niewielu z nich posiada broń maszynową. Ale wielu posiada i chętnie używa innych niebezpiecznych narzędzi w celu atakowania i eliminowania tzw. „wrogów multikulturowości”, „wrogów europejskości”, „wrogów chrześciaństwa” czy „wrogów polskości”. Przy wystarczających uwarunkowaniach polityczno-społecznych zaczynają sięgać coraz częściej i po coraz bardziej brutalne narzędzia. Organizujmy się, albo przynajmniej wspierajmy działania ruchu antyfaszystowskiego. To jedyna skuteczna, długoterminowa gwarancja naszego życia i wolności.

piątek, 12 sierpnia 2011

Race on 1/4 mile 911 turbo vs fiat 126 p

Klaps

Prawie wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie.


Czy antykoncepcja to patologia?

Aż 95% spośród ankietowanych przez OBOP Polaków deklaruje się, jako wierzący katolicy. Można z tego faktu wysunąć wniosek, że większość z nas zgadza się z prawami obowiązującymii katolika – jednak czy na pewno?
Fakt: Kościół zabrania jakiejkolwiek antykoncepcji.
69,5% par według OBOP-u stosuje metody antykoncepcyjne, mimo że deklarują, że są katolikami.
Wyznawcy Kościoła rzymskokatolickiego zawsze znajdują się o krok od przepaści. Przez całe wieki dorastali w przekonaniu, że jakakolwiek aktywność seksualna wykraczająca poza granice wytyczone przez Kościół jest zła. Przed 919 milionami żyjących katolików stoi alternatywa: pozostać w „zagrodzie” duszpasterza i przestrzegać surowych zasad regulujących życie seksualne, czy opuścić ją i narazić się na wieczne potępienie?
W myśl tradycyjnej doktryny katolickiej, jedynym celem stosunku płciowego jest prokreacja. Seks dla przyjemności, nawet w małżeństwie, to grzech przeciw Bogu. Grzechem jest antykoncepcja i oczywiście aborcja. Nawet gdy współczesne dokumenty watykańskie wspominają o „świętości” pożycia małżeńskiego, odnieść można wrażenie, że owa świętość polega na ograniczeniu pożycia seksualnego do pewnych bezpiecznych okresów i aprobowanych przez Kościół okoliczności.
Założenie, w myśl którego akt płciowy musi zawsze dopuszczać możliwość poczęcia, dawało Kościołowi ogromną władzę nad życiem pobożnego katolickiego małżeństwa. Pary, które chcą wydawać na świat potomstwo w określonych odstępach czasu, muszą współżyć ze sobą wyłącznie w „bezpiecznym” okresie cyklu miesiączkowego kobiety, kiedy zapłodnienie jest prawie niemożliwe (...). Zwiększona wilgotność pochwy i skok temperatury poprzedzający owulację sygnalizują kobiecie, że powinna powstrzymać się od uprawiania seksu. Jednak mniej tradycyjni oponenci tej metody wykazują, że cała ta procedura nie tyle zmniejsza obawy, co je zwiększa, wywołując niepokój wokół całej sfery seksu.

Cztery generacje tabletek antykoncepcyjnych

Są cztery generacje tabletek antykoncepcyjnych. W niemal wszystkich generacjach stosuje się ten sam rodzaj estrogenu (ethynyloestradiol). Przynależność generacyjna zależy od rodzaju zastosowanego progestagenu. Pierwsza najstarsza generacja, to tabletki, które są (raczej były, nie stosuje się już ich) kombinacją estrogenu i progesteronu (progestagen - chlormadinon) w wysokich stężeniach. Wycofane z użycia z powodu wielu działań niepożądanych. Druga generacja: (progestagen - octan norethisteronu lub lewonorgestrel). Preparaty te stymulują dwa rodzaje receptorów odpowiadających za pracę hormonów.  Mogą one wywołać niewielka androgenizację (pojawnienie się cech męskich) obniżenie tembru głosu, hirsutyzm /typ męskiego owłosienia/. Trzecia generacja: progestagen - gestoden lub norgestimat. Jest to grupa preparatów wybiórczo pobudzających receptory androgenowe. U niewielkiej grupy kobiet (4%) stwierdzono androgenizację. Czwarta generacja (progestagen - dienogest) to najnowocześniejsza grupa preparatów, pobudzają one jedynie receptory progestagenowe. Działają one antyandrogennie (zapobiegają pojawieniu się cech męskich).

Obecne sprzedaje się trzy typy tabletek antykoncepcyjnych: jednofazowe, dwufazowe i trójfazowe.
Zadaniem pigułki jednofazowej jest utrzymywanie stężenia estrogenów na tym samym poziomie przez miesiąc. Pigułka dwufazowa powoduje zwiększenie stężenia progesteronu pod koniec miesiąca. Pigułka trójfazowa imituje naturalne działanie hormonów  poprzez wydzielanie różnych dawek w różne dni miesiąca.
Obecnie najrzadziej stosowane są tabletki dwufazowe, ponieważ w licznych doniesieniach naukowych zwrócono uwagę na fakt, iż u kobiet z zaburzeniami hormonalnymi, zamiast utrudniać, ułatwiały zajście w ciążę(!). W momencie wprowadzenia na rynek tabletki trójfazowej myślano, że będzie ona bezkonkurencyjna, okazało się jednak, że jest grupa kobiet, która źle toleruje tę grupę preparatów z powodu tzw. przewagi estrogenowej; jej skutkiem są np. migrenowe bóle głowy, ostrzejszy przebieg zespołu napięcia przedmiesiaczkowego.

Czy możemy się obejść bez gry wstępnej?  
Można czasem usłyszeć opinie, że gra wstępna to wymysł kobiet. Oczywiście jest to nieprawda, …. ale faktem jest, że mężczyzna o wiele szybciej, aniżeli kobieta osiąga stan podniecenia seksualnego, odpowiedni do odbycia stosunku.
Jak wykorzystać ten fakt, aby polepszyć jakość życia seksualnego?
Gra wstępna odracza w czasie stan spełnienia, a czym dłuższa tym większy apetyt.
Kolejne błędne przekonanie, które dość często zmniejsza radość ars amandi; zbyt długa gra wstępna prowadzi do takiego podniecenia, że gdy dojdzie do stosunku, o wiele szybciej nastapi spełnienie. To nieprawda! Ale jeżeli już wystąpi zbyt silne podniecenie, należy pozwolić sobie na krótka przerwę w stymulacji, co w konsekwencji wpłynie na obniżenie pobudzenia.
Jakie rady kobiet dotyczące gry wstępnej prezentowane są w prasie kobiecej:
Bądź aktywna – kobieta w grze wstępnej powinna pełnić także role czynną, a nie tylko być „odbiorczynią” zmysłowych doznań.
Patrz na niego – Nie tylko ciało kobiety, ale również spojrzenie jest dla mężczyzny podniecające (!)
Permanentnie poszukuje recept, na urozmaicenie gry wstępnej.

Wyróżniamy dwa podstawowe rodzaje transwestytyzmu. Pierwszy transwestytyzm o typie podwójnej roli ma na celu uzyskanie zadowolenia z chwilowego doświadczenia bycia osobą płci przeciwnej, bez pragnienia trwałej zmiany płci. Przebieranie odbywa się bez satysfakcji seksualnej. Transwestytyzm o typie podwójnej roli nie należy do dewiacji seksualnych. Powodem zachowań jest osiągnięcie spełnienia emocjonalnego, psychicznego. W tym przypadku odgrywanie roli płci przeciwnej pozwala odnaleźć się wewnętrznie, osiągnąć wewnętrzny spokój. Transwestytyzm taki nie jest powiązany z aspektem erotycznym. Przebieranie się w odzież płci przeciwnej ma na celu osiągnięcie przyjemności z chwilowego odczuwania przynależności do tej właśnie płci przeciwnej, jednak bez chęci bardziej trwałej zmiany płci i bez pragnienia operacyjnego potwierdzenia tej zmiany. Drugi rodzaj to fetyszyzm transwestytyczny, czyli dewiacja seksualna w zakresie obiektu, jedna z postaci fetyszyzmu, polegająca na uzyskiwaniu podniecenia seksualnego wyłącznie z noszenia ubiorów płci przeciwnej, imitowania jej zachowań. Występuje tu silne pragnienie zdjęcia przebrania, gdy opada wzbudzenie seksualne, w tym przypadku przebieranie się jest ukierunkowane bezpośrednio na sferę seksualną. Ubiór i odgrywanie roli płci przeciwnej staje się wówczas podstawowym źródłem satysfakcji seksualnej. Po orgazmie, będącym najczęściej wynikiem masturbacji osoba wraca do swojego biologicznego wcielenia. Znane są przypadki, w których przebieranie jest warunkiem koniecznym do osiągnięcia orgazmu .
Czy partner powinien wiedzieć wszystko, no prawie wszystko o nas samych? Istnieje jakieś nierealne przekonanie, że pełna wiedza o naszym partnerze uwolni nas od wszelakich wątpliwości i nasz związek stanie się pełniejszy, lepszy. Zachowanie pewnych informacji dla siebie nie podkopie związku, oczywiście „pewne” informacje to nie … kluczowe informacje.
Na przykład wyobraźmy sobie sytuację, w której kobieta omawiania z partnerem swoja seksualną przeszłość, nie skąpiąc szczegółów. W imię zasady: musi wiedzieć wszystko o mnie. Taki mężczyzna zacznie się porównywać do poprzednich partnerów i ... napięcia gotowe. Uważam, że owszem wiedza o sobie jest ważna, ale w pewnych granicach. Partner to nie spowiednik!
Kolejna sytuacja kobieta udaje orgazm, ale kierując się zasadą: dla dobra związku, powinnam to przemilczeć, może jakoś się poprawi i nie mówi o tym. Po dłuższym okresie wybucha, i mówi: nie mam pełnej satysfakcji podczas seksu z Tobą. Parter poczuje się o wiele bardziej dotknięty, niż w przypadku, kiedy rozmowy o satysfakcji odbywają się bez skrępowania, czesto i szczerze. Uważam, że powinniśmy mówić o oczekiwaniach związanych z seksem. Pozwala nam to tak dostosować repertuar zachowań seksualnych, tak aby obojgu parterom dostarczały satysfakcji.
Czy o zdradzie należy poinformować partnera? Zależy. Oczywiście jeżeli mamy taki układ, że jest wzajemne przyzwolenie na poszukiwanie kontaktów seksualnych poza związkiem; to informacja o parterze/partnerach nie jest kluczowa. Jednak dla większości związków zdrada jest złamaniem normy relacji. Zdrada to ciężkie kłamstwo. Mówienie o niej partnerce/partnerowi to w pewnych sensie zrzucenie poczucia winy, obarczenie prawdą. Czy mówić? To sprawa bardzo indywidualna.
Innym dość powszechnym rodzajem "ubarwiania" prawdy jest uwodzenie. Ingracjacja jest grą pozorów, zatem do pewnego stopnia udajemy kogoś kim nie jesteśmy (oszukujemy). Jest przyzwolenie dla tych niewinnych kłamstw. Ale wyobraźmy sobie sytuacje, gdy mężczyzna przez pewien okres udaje, że chodzi mu tylko o przyjaźń, a w ogóle nie myśli o kobiecie jako potencjalnym partnerze seksualnym. A po pewnym czasie daje sygnały, że oczekuje czegoś więcej – to ewidentne kłamstwo.


Sex Machines Museum w Pradze jest jedynym na świecie miejscem gdzie została przedstawiona historia seksualnych gadżetów. Na 600m2 zaprezentowano 200 eksponatów. Można tam znaleźć całą kolekcję autostymulatorów od antyku aż po współczesność, prześledzić historie filmów erotycznych, zobaczyć kolekcję erotycznych ubrań. Tylko po co?
 
Wydaje mi się, że dotąd ukrywanej historii seksualnych gadżetów należy się odpowiednie (zasłużone?) miejsce. Prezentowane w muzeum aparatury do autostymulacji są często „cudami techniki”, niesłusznie spychanymi na margines „myśli technologicznej”. Wyobraźnia twórców była/jest nieograniczona! 

PMS

Według badań co druga kobieta skarży się na dolegliwości związane z PMS (Premenstrual syndrome) Zespół Napięcia Przedmiesiączkowego to zespół objawów psychicznych, fizycznych i emocjonalnych występujący kilka do kilkunastu dni przed menstruacją, i ustępujący z chwilą jej rozpoczęcia. Opisano około 150 objawów, mogą one wstepować w różnych kombinacjach. Do najczęściej opisywanych należą (za:
  • Obrzęki nóg i twarzy (zatrzymanie wody w organizmie powoduje przyrost wagi nawet o 2-3 kg).
  • Bolesność i obrzmienie piersi.
  • Dolegliwości gastryczne : wzdęcia i bóle brzucha, nudności i wymioty, zaparcia lub biegunki.
  • Brak apetytu lub nadmierny apetyt.
  • Bóle głowy.
  • Wypryski ropne na skórze.
  • Zmienność nastroju: kłótliwość, nieuzasadnione i niekontrolowane ataki złości, płaczliwość, ospałość, stany depresyjne, pobudliwość nerwowa.
Zaburzenia opisywane jako PMS są wynikiem zaburzeń hormonalnych cyklu miesiączkowego. Związane one są z nadmiernym wydzielaniem estrogenów w stosunku do progesteronu w drugiej połowie cyklu.
Leczenie polega na podawaniu preparatów progesteronu (antykoncepcja hormonalna), oraz w zależności od nasilenia poszczególnych dolegliwości (środki moczopędne, przeciwbólowe, uspokajające, witaminy).

Jak już wcześniej pisałem, interesujące wydaje mi się zjawisko uzależnienia od seksu. Ostatnio czytałem pracę przeglądową na ten temat, oto jej skrót.
  

1.    erotomania kompulsywnanie pozwala na skupienie się na czymkolwiek innym niż seks. Uzależnienie to ma cztery fazy. Najpierw seksualna aktywność wypiera inne potrzeby. Potem pojawia się zrytualizowana forma zachowań – seks musi następować o tej samej porze w identycznych okolicznościach. Kolejny etap występuje wówczas, gdy zachowania seksualne zaczynają wymykać się z pod kontroli. Etap ostatni wiąże się z przykrymi odczuciami, a chory ma wrażenie, że wszystko dzieje się poza nim, pod przymusem.
2.    erotomania zakodowanapojawia się u kobiet z niewielkim doświadczeniem seksualnym, które zakochują się w autorytetach np.: aktorzy, wykładowcy. Towarzyszą im obsesyjne mysli o obiekcie pożądania.
3.       erotomania internetowapolega na nawiązywaniu kontaktów w sieci, nakręcaniu kamerą internetową filmów pornograficznych z własnym udziałem. Osoba łączy się w sieci z inną osobą i w ten sposób uprawiają wirtualny seks.
Przyczyn uzależnienia od seksu jest wiele. Mogą to być:
·        uwarunkowania społeczne,
·        cechy osobowości,
·        patologie we wczesnym dzieciństwie,
·        nieprawidłowy typ osobowości,
·       farmakologia (przyjmowanie leków psychotropowych, przeciwdrgawkowych, alkoholizm, narkomania).
Uzależnienie od seksu jak wszystkie nałogi jest destrukcyjne. Rujnuje dotychczasowe życie, rozbija rodzinę z powodu nieustannych zdrad, kontaktów z prostytutkami czy poszukiwaniu ciągle nowych doznań. Osoby uzależnione od seksu mają skłonności do nadawania seksualnego znaczenia ludziom i sytuacją, do odnajdywania skojarzeń seksualnych najzwyklejszych zdarzeniach czy uwagach. Erotomani opisują euforię wywołaną przez seks podobnie jak uzależnieni od środków chemicznych mówiąc o działaniu narkotyków. Nałogowe zachowania seksualne podobnie jak w przypadku innych uzależnień, wiążą się ze zniekształconym myśleniem, racjonalizowaniem, bronieniem siebie i uzasadnianiem swojego zachowania, a także obwinianiem innych za powodowanie trudności. Uzależnieni zaprzeczają istnieniu problemu i mnożą usprawiedliwienia dla swoich nałogowych zachowań. Seksoholicy zwykle w sposób kompulsywny uprawiają zachowania więcej niż jednego typu. Może to być np.: przymus onanizowania się, ponadto oglądanie pornografii i stałego odwiedzania prostytutek. Zwiększenie natężenia potrzeb seksualnych bywa także istotnym podłożem, przyczyniającym się do rozwoju wyrafinowania seksualnego, co z kolei prowadzić może do powstawania dewiacji. W miarę upływu lat i nabywania coraz to nowych doświadczeń seksualnych wzrasta u człowieka tendencja do poszukiwania „nowych bodźców”, bodźców nowych doznań seksualnych. Doprowadzić to może do odnalezienia satysfakcji seksualnej w inności – a innością mogą być zboczenia seksualne np. sadyzm, masochizm, fetyszyzm, ekshibicjonizm, zoofilia i wiele innych.
Przerwa w aktywności seksualnej kobiety może być z jednej strony świadomym wyborem (Nieobecności partnera lub partnerki seksualnej może być preferowanym stylem życia), z drugiej może być spowodowana okolicznościami.
Tu ważne wydaje się rozprawienie ze stereotypem, iż każda kobieta pragnie wyjść za mąż, czy posiadać tylko jednego partnera seksualnego. Posiadanie męża czy jednego partnera seksualnego jest wyborem części kobiet, ale podkreślam nie wszystkich!
Okoliczności.
Brak satysfakcjonującej aktywności seksualnej może być spowodowany nieobecnością partnera seksualnego; na przykład w wyniku rozpadu związku. Jeżeli abstynencja seksualna jest wynikiem rozpadu więzi emocjonalnej, to naturalnym stanem jest awersja do kontaktów seksualnych z partnerem.
Dlaczego?
Dla kobiet częściej niż dla mężczyzn aktywność seksualna jest odzwierciedleniem uczuć do partnera/partnerki. Naturalną konsekwencją w przypadku rozpadu związku, np. w wyniku porzucenia, jest pojawienie się kryzysu.
Wyrazem takiego stanu, jest najczęściej niechęć do jakiejkolwiek aktywności seksualnej. Po przejściu kolejnych jego faz, następuje powrót do optymalnego stanu, gdzie aktywność seksualna z nowopoznanym partnerem nie stanowi problemu.

Marihuana od dawna cieszyła się sławą najpopularniejszego na świecie afrodyzjaku. Jej związek z seksem ma bardzo długą historię.
Psycholog James Fediman stwierdził: „Marihuana ułatwia wsłuchanie się we własne zmysły. A wszystko, co czyni Cię bardziej świadomym, polepsza życie seksualne”. Podobnego zdania jest psychiatra, Louis Jolyon West: „Tyle razy pisano o tym, że marihuana nie jest afrodyzjakiem. Sądzę jednak, że nie jest przesadą mówienie o tym, że marihuana pobudza zmysły, wszystkie zmysły, w tym zmysł seksu, i że znacznie łatwiej jest się pod jej wpływem podniecić”
      
        Oczywiście, znajdą się także ludzie, którzy po marihuanie nie odczują żadnego podniecenia. I nic w tym dziwnego, nie ma bowiem substancji, które automatycznie wywołują podniecenie u każdego użytkownika. Negatywne skutki palenia marihuany: mężczyźni, którzy podczas seksu byli pod wpływem narkotyku, mówili o niemożliwości osiągnięcia orgazmu, nie mieli zaś problemu z erekcją, która trwała nawet dłużej niż zwykle, powodując nieorgazmiczne wibracje, które niektórym podobały się dużo bardziej niż dotychczasowe szczytowanie.
Badania potwierdzają, że namiętność w związku po pewnym czasie się kończy. Jej wyciszenie jest równie nieuniknione, jak jej początkowy rozbłysk. Są kultury, w których wybór partnera (na całe życie) w oparciu o tak zawodną przesłankę, jaką jest namiętność jest szaleństwem.
Wg Fisher związki często rozpadają się po czterech latach (czas na odchowanie małego dziecka) stad wynika praktyczne znaczenie namiętności. Początkowo wzmaga się u nas potrzeba współżycia, w późniejszej fazie górę bierze uczucie przywiązania, potrzebne do wspólnego wychowywania dziecka. Zmiany namiętności związane są ściśle ze sposobami reagowania naszego mózgu na pulsowanie dopaminy. Dopamina nazywana jest hormonem szczęścia, gdyż pojawienie się jej w przestrzeniach między neuronami w jądrze półleżącym, zewnętrznie objawia się poczuciem euforii. Główne działanie kokainy polega na stymulowaniu wydzielania dopaminy w mózgu. Według niektórych teorii nadmierny poziom dopaminy jest jedną z przyczyn schizofrenii.
Należy się zastanowić czy jeżeli zmiany chemiczne wywołane romantyczna miłością są pokrewne chorobie psychicznej, to zbyt długie wystawianie się na jej oddziaływanie może skutkować problemami psychologicznymi.
W pierwszej fazie związku to dopomina jest głównym rozgrywającym, w drugiej zaś wydziela się głownie oksytocyna. Ten wszech stronny hormon uczestniczy zarówno w reakcjach czysto fizycznych, jak równie˝ w związanych z nimi uczuciach. Oksytocyna  jest odpowiedzialna za wywołanie skurczów macicy podczas porodu i za laktację, a z drugiej strony odpowiada przypuszczalnie również za rozwój uczuć min. macierzyńskich. Przypuszcza się, że w związkach z dużym stażem oksytocyna występuje w obfitości u obojga partnerów. W „nieudanych” długotrwałych relacjach prawdopodobnie pary takie nie zdołały wytworzyć pod dostatkiem oksytocyny.
Na koniec „ku pokrzepieniu serc” badanie prof. Lew-Starowicza (2002, 2005) W Polsce 2/3 małżeństw pozytywnie ocenia więzi uczuciowe i seksualne, ma poczucie istnienia miłości w ich związku!
Część informacji została zaczerpnięta z Polskiego wydania (77) National Geographic . Miłosna podróż dokoła świata (Jodi Cobb) 

Kobiecy orgazm jest zjawiskiem, które bardzo trudno w pełni zdefiniować. Doznania psychiczne i somatyczne towarzyszące kobiecemu orgazmowi są bardzo zróżnicowane. Pod tym względem kobiety biją mężczyzn na głowę. Można zaryzykować twierdzenie, że nie ma dwóch kobiet, których zakres, częstość i wzór orgazmu są identyczne. Jak by tego było mało już od prawie wieku trwają dyskusje na temat tego jakiego rodzaju orgazmu doświadczają kobiety, który rodzaj orgazmu jest lepszy i w jaki sposób kobieta powinna tą idealną rozkosz osiągać.
Nieporozumienia i frustracje zaczęły się od - Freuda, który blisko sto lat temu stworzył teorię o rozdzielności orgazmu kobiecego. To on wprowadził nazewnictwo funkcjonujące do dziś: orgazm łechtaczkowy i pochwowy.
Ten pierwszy odkrywają dziewczynki podczas przypadkowej masturbacji, dlatego Freud nazwał go dziecinnym i niedojrzałym. Natomiast orgazm pochwowy jest związany z dorosłymi narządami i ten właśnie rodzaj rozkoszy doktor Freud uznał za właściwy.
Z teorii Freuda wynika, że orgazm kobiecy to proste równanie w dwóch wariantach: masaż łechtaczki prowadzi do orgazmu łechtaczkowego, natomiast ruchy członka w pochwie do orgazmu pochwowego. Dziś wiadomo, że sprawa jest bardziej skomplikowana.
 Dla wielu kobiet orgazm jest nierozerwalnie połączony z poczuciem wartości, a jego przeżywanie staje się warunkiem komfortu psychicznego i umożliwia docenianie i akceptację własnej kobiecości. Nie jest on jednak warunkiem satysfakcjonującego życia seksualnego. Istnieją kobiety, które mimo braku orgazmu są szczęśliwe i zadowolone w swych związkach, zadowolone również z pożycia seksualnego.”
Z raportu o seksualności Polaków z 2002 r. wynika, że 69% kobiet, by przeżyć orgazm, oprócz stosunku potrzebuje pieszczot łechtaczki, 27% pieszczot piersi, a 17% pocałunków. Oczywiście są też kobiety, którym do osiągnięcia orgazmu wystarczają wyłącznie ruchy członka wewnątrz pochwy. Nie można jednak zapominać, że i w takim układzie łechtaczka nie jest pozostawiona całkowicie samej sobie. W wielu pozycjach np. na jeźdźca lub na stojąco jest ona skutecznie drażniona. Dlatego tez coraz częściej lekarze i seksuolodzy patrzą na sprawę orgazmu bardziej ogólnie rozpatrując szersze aspekty tego zjawiska. Niestety ciągle jeszcze męzczyźni za punkt honoru stawiają sobie doprowadzenie kobiety do orgazmu pochwowego. Natomiast w kobiecych pismach zorientowanych feministycznie forsuje się pogląd, że najlepszy jest orgazm łechtaczkowy. Dyskusja nadal trwa. A przecież orgazm jest jeden, różne są tylko drogi dojścia do niego: pieszczoty pochwy, łechtaczki, piersi. Wszystkie sposoby wyzwalania orgazmu są dobre i nie ma sensu ustawiać ich w rankingu.
- Nie ma dwóch ani trzech rodzajów orgazmu - stwierdza Andrzej Depko. - Jest jeden orgazm, który można osiągnąć na kilka sposobów. Kobiety różnie go przeżywają, zależnie od rodzaju i miejsca pobudzania, a także uczuć, którymi darzą partnera, atmosfery itp. Nawet jeśli przeżywa się go w nocy pod wpływem erotycznego snu, to ten sam, jedyny orgazm.
Kolejną teorią, która nigdy nie została potwierdzona i która wywołuje nie mniejsze emocje jest istnienie tak zwanego punktu G. Punkt G (punkt Gräfenberga) uważany jest za jedną z najwrażliwszych stref erogennych ciała kobiety. John Perry i Beverly Whipple w 1982 roku nazwali go tak na cześć niemieckiego lekarza Ernsta Gräfenberga. Punkt ten ma znajdować się na przedniej ścianie pochwy i być wielkości ziarnka grochu. Większość badaczy utożsamia go z występującym u niektórych kobiet fragmentem ściany pochwy unerwianym przez nerw sromowy. Według innych definicji jest to punkt nerwowy, w którym nerw przechodzi bardzo blisko lub niemal na powierzchni ściany pochwy. Do tej pory nie udało się ani potwierdzić ani zaprzeczyć istnienia takiego punktu. Według pewnych wyjaśnień jest tak prawdopodobnie z powodu rzadkości występowania tego punktu. Teoria na temat punktu G jest nierozerwalnie związana z teorią na temat orgazmu pochwowego, do którego według „wyznawców” teorii Freuda, stymulacja punktu G może kobietę doprowadzić.  
Błona dziewicza z anatomicznego punktu widzenia nie ma żadnego znaczenia. Biorąc pod uwagę uwarunkowania społeczno – kulturowe posiadanie jej uchodzi za wartość. Zabiegi odtwarzania błony dziewiczej staja się co raz popularniejsze w krajach anglosaskich oraz Japonii.
Zabieg ten polega na sfałdowaniu śluzówki, naciągnięciu jej i zszyciu; rekonstrukcji błony w dawnej postaci. Brak jest przeciwwskazań do tego typu zabiegów. Wymagana jest tylko trzytygodniowe powstrzymanie się od seksu, który angażuje obszary zoperowane !
Według badań poddają się im najczęściej 30 latki, które planują małżeństwo z mężczyzną pochodzącym z konserwatywnej, religijnej rodziny. Część kobiet przywracających sobie dziewictwo wyznaje pogląd, że „utrata cnoty w czasie nocy poślubnej jest równie ważna jak wianek, welon czy luksusowa limuzyna” (Migała).
W Polsce 95% obywateli uważa się za katolików, czy fakt ten będzie podatnym gruntem dla przyjęcia „mody” na odtwarzanie błony dziewiczej? Czy raczej w naszym kraju dziewictwo nie jest tak dużą wartością, aby kobiety decydowały się na chirurgiczny zabieg odtworzenia błony dziewiczej?
Przedwczesny wytrysk był jednym z częściej rozpoznawanych zaburzeń seksualnych u mężczyzn. Prawie zawsze przyczynę można było upatrywać w zjawiskach o podłożu psychogennym.
Obecnie co raz częściej pojawiają się w gabinetach seksuologów kobiety, które skarżą się na przedwczesny orgazm. Przyczyna tego zjawiska tkwi w dużej ich maskulinizacji.
Należy przy tej okazji wspomnieć o wciąż pokutującym stereotypie, że podczas stosunku najbardziej pożądanym wzorcem jest jednoczesny orgazm kobiety i mężczyzny. Możemy sobie tylko wyobrazić ile niepotrzebnego napięcia, frustracji pojawia się gdy ten upragniony „finał” u obojga partnerów nie jest jednoczesny. Trzeba walczyć z takimi nerwicogennymi przekonaniami!
                                                                  KONIEC